Wolność. Bezpieczeństwo. Spokój. Możliwość wyboru. Szukanie swojej ścieżki. Zwroty. Przewroty. Szczęście.
Ilu nas, tyle interpretacji tych słów. Uświadomienie sobie tego może być pomocne w zrozumieniu, zaakceptowaniu i łagodniejszym spojrzeniu na innych. I na siebie. Pozwoleniem sobie na szukanie, otwieranie nowych drzwi, wchodzenie, zostanie, wyjście… Bez spalania za sobą mostów, z poszanowaniem tych, którzy zostali lub poszli w innym kierunku.

Wolność. Szczęście. Podróże. Spokój. Cisza. Świat i ja. Na Hawajach.
Zmieniamy się. O tym już pisałam. To co teraz jest dla Ciebie sensem i celem, za jakiś czas może się przewartościować. Ile razy tak miałaś? Pewnie kilka/naście. Ja też. Ponieważ jest to blog o tematyce zdrowia i aktywności i dbania o siebie, przytoczę przykłady bazujące własnie na nich.
Czy masz tak, że gdy w coś się angażujesz, myślisz że to jest właśnie to. Zasypiasz myśląc jakiego dobrego wyboru dokonałaś (nie dopuszczając do siebie wątpliwości, a tym bardziej głosów bliskich), jaka jesteś ambitna, zawzięta, temperujesz charakter, udowadniasz sobie, że jak chcesz, to możesz. I co więcej, o zgrozo! głosisz, że obrana przez Ciebie ścieżka jest tak rewelacyjna, że wszyscy powinni na nią wkroczyć, a wtedy osiągną to, co zwiesz szczęściem największym. Też tak miałam. Wydawało mi się, że odmierzone porcje żywieniowe, wyliczone 15 gramów orzechów na śniadanie i kolację, to mój sposób na zdrowie. A na pewno na płaski brzuch, kontrolę nie tylko nad ciałem, ale też nad życiem.
Nie jestem opiewcą lenistwa, nicnierobienia, narzekania i sportów kanapowych. Uwielbiam, gdy ludzie są ambitni, aktywni i przekazują swoją dobrą energię dalej. Dzielą się swoimi doświadczeniami, aktualnymi przemyśleniami i fajnymi spostrzeżeniami codzienności. Podziwiam kształtowanie sylwetek i ogrom pracy, jaką w to się wkłada. Lubię metamorfozy.
Może się wydawać, że świat tego od nas wymaga. Bycia perfekcyjnym. Najlepszym w swojej dziedzinie. Ciągłego studiowania, nauki, pracy. Po to, aby z każdym kolejnym szkoleniem czy treningiem uświadomić sobie, że tak mało jeszcze wiemy, że wciąż potrzebujemy więcej, a rozwój wymaga coraz cięższej pracy. Wtedy będziemy się liczyć. Gdy stoisz w miejscu, cofasz się. Czyżby?
W dzisiejszym świecie żyjemy dość sztuczną, wykreowaną wirtualną rzeczywistością. Pokazuje się piękno, radość, płaskie brzuchy, przeplatane anegdotami i puszczanymi oczkami. Powinno być śmiesznie, zabawnie i lekko. I fajnie jak jest. Uśmiechnięte dziewczyny meldujące się z codziennego treningu, z super sylwetkami przyprawiającymi o zawrót głowy i wywołujące fale zazdrości, cieszą się dobrym zdrowiem, z ustabilizowaną gospodarką hormonalną, bez większych wahań nastroju i motywujące inne do robienia tego samego. Bo im to dało szczęście. Zwłaszcza teraz, w kulcie pięknego ciała. Bo czy latem może być coś piękniejszego niż pojechanie nad jezioro z sześciopakiem? Ja chyba znam odpowiedź, ale wcale nie mam pewności. Wybieram tylko to, co teraz wydaje mi się najodpowiedniejsze. A czy umięśnieni mężczyźni lepiej się bawią nad morzem niż ich koledzy, którzy ze sportów najbardziej lubią spędzać czas z dziećmi na rowerkach? Podziwiam jednych i drugich. I być może kiedyś Ci pierwsi będą czerpać najwięcej radości ze spacerami ze swoimi dziećmi, a ojcowie zainteresują się startami w triathlonach? Każdy pisze swój piękny scenariusz. A rozdziały zmieniają się z wiekiem, z nabytym doświadczeniem, życiowymi sytuacjami. Najlepiej jest, gdy potrafimy się do nich dostosować i czerpać z każdej jak najwięcej.
Bądźmy dla siebie dobrzy i tolerancyjni. Nikt nie jest przegrany ani wygrany. Każdy wybór ponosi za sobą konsekwencje. Nie ma złotego środka na szczęście. Dla jednych to treningi i buchające po nim endorfiny, dla innych joga, spacery, bieganie… Dla jednych liczy się sylwetka, licznik na wadze, obwód talii, dla innych spokój, czas spędzany z rodziną. Niektórzy świetnie potrafią wszystko połączyć, nie popadając w żadne skrajności. Szanujmy się. To da nam dużo szczęścia.