Lubimy wspominać stare czasy. Nawet jeśli nie były one zbyt dobre, ani miłe to we wspomnieniach zostają te wybrane, najlepsze, przy których czujemy się pewnie i bezpiecznie. To co znamy, czego doświadczyliśmy i się nauczyliśmy daje nam pewnego rodzaju spokój i określa nasze miejsce tu i teraz. Dawniej dojście do takiego momentu mogło gwarantować stabilne, uporządkowane życie, bez dużych obaw o przyszłość. Dziś świat rozwija się w zawrotnym tempie, daje ogromnie dużo możliwości, ale stawia przy tym jeszcze więcej wymagań. I trzeba się w tym wszystkim odnaleźć…
Wymagania wciąż rosną, czasu nie przybywa. Wyszukujemy coraz to nowe szkolenia, przemieszczamy się z wydziału na wydział, z kraju do kraju, z pracy A do pracy B, odchodzimy od jednej miłości do kolejnej, odliczamy czas od treningu porannego do wieczornego, od spotkań do imprezy itp. itd. Z lekkim strachem, żeby czegoś nie ominąć, nie wypaść z gry, nie poczuć pustki, przegranej. Smartfon przegrzewa się w dłoni od natłoku informacji. Obserwujemy, porównujemy, dorównujemy i zapędzamy się w kozi róg.
Jestem z branży fit, prowadzę bloga, który od ponad sześciu lat zmienia się wraz ze mną. Mam rodzinę i jestem obserwatorem zmieniających się czasów. Jak wszyscy moi rówieśnicy, znam czasy, kiedy nic nie było, a żyło się wesoło. Teraz wszystko jest, i też może być fajnie, ale często nie jest. Nie pamiętam, żebym wcześniej w moich ulubionych magazynach czytała głównie porady psychologów, psychiatrów, coachów i doradców jak żyć. Czytam prawie wszystko, bo bardzo lubię, ale nie podchodzę do porad zbyt emocjonalnie. Nie przewracam życia i domu do góry nogami, gdy dowiem się, że meble powinny być ustawione inaczej, a ja więcej medytować. Ale czytając zyskuję również ciekawy, nieznany mi wcześniej punkt widzenia, dzięki któremu łatwiej mi zaakceptować wiele przyziemnych spraw i relacji. Aktualnie jest moda na styl życia mocno odbiegający od yuppie (informacja dla młodszych: to styl życia młodych ludzi sukcesu, jeszcze przed hipsterami), za to skupiający się na wnętrzu. Ludzie rzucają korporacje i zaczynają żyć w zgodzie ze sobą. Przestaje liczyć się ilość, stawia się na jakość swoich emocji i związanego z nimi stresu. Wraca się do największych wartości, jakimi są rodzina i przyjaciele. Żyje się zgodnie z pasją. Czy nie brzmi to cudownie? Oczywiście! I wielu udaje się to osiągać.
Podobnie moda ma się ze sportem i z aktywnością. Jestem aktywna od zawsze. W szkole podstawowej biegałam w klasie lekkoatletycznej, codzienne wf-y, wybiegania, skipy, zawody to była codzienność. Po prostu biegaliśmy i ćwiczyliśmy, bez żadnych filozofii, motywacji, chęci schudnięcia, zdjęć, blogów itp. Szkoła równała się ze sportem i nauką. I było fajnie. Wybiegałam sobie zgrabne nogi, dobrą kondycję i uregulowany metabolizm. Ale o tym dowiedziałam się później. I co najważniejsze, ten nawyk aktywności został ze mną do dziś, mam nadzieję, że na zawsze.
Teraz mam zadanie przekazać ten nawyk moim dzieciom (na razie odpukać idzie dobrze) oraz Wam – poprzez pisanie, filmy, wspólne ćwiczenia, motywowanie. Dzięki Waszym komentarzom i wiadomościami wiem, że również mam powody do dumy i zadowolenia.
Ale wracając do mody na aktywność, to chciałam przedstawić moje spostrzeżenia i pokazać, że bycie fit, pomimo panujących trendów, wcale nie jest trudne i jest dostępne dla każdego. Jedni potrafią z tego korzystać, inni przekraczają cienką granicę stając się lalkami ulepionymi z fit gliny. I być może stają się sztuczną wersją siebie, opierając nawet całe życie na często nieprawdziwym przekazie. Bo prawda nigdy nie leży w ekstremalnych przypadkach. Choć wielu z nas musi tego doświadczyć na własnej skórze, żeby w końcu odnaleźć sens tego wszystkiego. Wypowiadam się z miejsca osoby wciąż poszukującej, ale na tyle starej (może lepiej dojrzałej), że akceptuję w pełni swoje ciało bez tatuaży (choć nie ukrywam, że podobają mi się niektóre dzieła sztuki na ramionach), wygodny styl ubierania się i praktycznie zerową ekstrawagancję codziennego życia. Teraz tak mi dobrze. Kiedyś było trochę inaczej. Ale wróćmy do naszej fit lalki.
Jak wiecie wiek nie gra dużej roli w rozpoczęciu aktywnego życia. Ale ostatnio poszło to w nie tę stronę co powinno. Bycie fit jest w modzie. W ogóle wszystko z wyrazem fit sprzedaje się lepiej. Nawet moja książka ma taki tytuł i jestem z niej bardzo dumna. Kto nie czytał odsyłam do działu sprzedaży: http://www.empik.com/badz-fit-z-ola-zelazo-zelazo-aleksandra,p1106910404,ksiazka-p
Bierzemy się za siebie. Coraz większe grono przechodzi na fit stronę. I to jest wspaniałe. Ćwiczą ze mną dziewczyny od 11 do 70 roku życia (a może nawet starsze, o których nie wiem). Macie cele, motywację, siłę i ogromne chęci. Część z Was zostaje ze mną na długo, część się poddaje, czekając na lepszy moment. Wszystko jest zrozumiałe. Ja wraz z innymi świetnymi trenerkami jesteśmy dostępne i mamy przygotowanych dużo zróżnicowanych treningów.
Biegacie? Ja tak. Biegam cały czas, ale teraz tylko dla relaksu. Miałam czas, gdy mocniej wzięłam się za treningi z trenerem, Mateuszem Jasińskim, i udawało mi się na zawodach wykręcać niezłe czasy. Ale wiecie co? Nie sprawiało mi to dużej radości. Treningi były męczące i nużące. Nie chciałam zniechęcić się do biegania, dlatego przestałam to robić dla wyników. I wciąż biegam, z bananem na twarzy, dla przyjemności. Biegaczy jest coraz więcej. Tylko coraz mniej amatorów. Początki biegania są podobne – schudnę, pobiegnę, bo koledzy biegają, wyrwę się z domu, poznam nowych ludzi, będzie fajnie i kupię sobie nowe buty. Ale kierunek biegowy jest z góry narzucony. Zaczynasz biegać? To zapisz się na maraton. Wtedy będziesz prawdziwym biegaczem (ja nigdy nie przebiegłam nawet półmaratonu). W necie znajdziesz mnóstwo planów jak przygotować się do przebiegnięcia 42 km w 10 tygodni. Ok. Udało się, jesteś maratończykiem. Ale, ale… Maraton to znowu nic wielkiego, teraz prym wiedzie triathlon, iron man, ultra biegi w górach i inne mordercze runmagedony. Podejście do takich startów wymaga dużej sprawności, przetrenowania chyba już setek godzin, po kilkanaście tygodniowo, zmiany trybu i stylu życia. Dla osoby w wieku 40 lat, która wcześniej nie była nadto aktywna, a teraz stawia się poprzeczkę tak wysoko, może to być zbyt dużo, zarówno fizycznie jak i psychicznie. Nie wspominając o najbliższych, którzy pośrednio we wszystkim uczestniczą.
Jeśli zależy nam przede wszystkim na zdrowiu, dobrym samopoczuciu, relaksie i czerpaniu ze sportów jak najwięcej korzyści (zakładając, że nie jesteśmy sportowcami zawodowymi) nie potrzeba, a nawet nie jest wskazany tak duży wysiłek. Człowiek to maszyna, która się zużywa. I każde działania ponad normę, ponad siły i ze zbyt dużą częstotliwością, wywołuje w nas stres produkując duże ilości kortyzolu (hormonu stresu), obciąża stawy, mięśnie, u kobiet mocno osłabia dno miednicy, więzadła, prowokuje kontuzje… A komu są one potrzebne?
Mam wrażenie, że moda na bieganie poszła o krok za daleko. Ja zostaję przy bieganiu staroświeckim z babcinym podejściem, żeby działać tak, aby za szybko się nie zużyć.
W moim fit stylu życia przeszłam kilka fascynacji. Od kulturystyki i skupieniu na pięknym ciele, mięśniach i fit konkursach (brałam udział w Fit Model Look i doszłam do finału), przez fitness, pilates aż do jogi. Każdy etap był piękny, wiele mnie nauczył i z każdego wyciągnęłam wnioski. Najważniejszy jest jeden: można robić wszystko, ale z zachowaniem umiaru. W przeciwnym razie można sobie mocno zaszkodzić.
Zatrzymałam się na jodze. Dlaczego? O tym chciałabym napisać książkę. Tutaj możecie nie mieć czasu na zbyt długie czytanie i dołączenie do moich ćwiczeń. Ale pokrótce przytoczę kilka moich spostrzeżeń. Po pierwsze z wiekiem jestem coraz większym cykorem. A po ciążach na dodatek mam problemy z błędnikiem. W związku z tym odpadają wszystkie czynności zbliżające się do ekstremalnych. Boję się ich po prostu. Kiedyś nie miałam problemu na wakacjach wskoczyć do jeziora i przepłynąć na drugi brzeg. Dziś pływam wpław na miejscach wyznaczonych i na basenie. Ale nie za często, bo jest mi zimno. Po jeziorze natomiast pływam na desce SUP, kiedy za bardzo nie wieje. I ćwiczę wtedy jogę na pokładzie. I ta joga tak się wpisała w moje lęki. Pokazała mi, że niczego nikomu nie muszę udowadniać. Słucham siebie i coraz lepiej wiem czego nie chcę i nie lubię. Chcę ćwiczyć jogę, uczyć jogi, pisać o niej. Staram się codziennie tak układać obowiązki, żeby mieć czas na „jogowanie”, czyli praktykę, pisanie, nagrania i ćwiczenia z Wami. Dostaję od Was cudowne wiadomości zwrotne. Zaczynacie ćwiczyć jogę, odnajdujecie się w niej i co najważniejsze – jesteście gotowi na więcej. Dokładnie tak jak ja.
Zmieniamy się wszyscy. I to jest to! Nie można nakazać komuś trwać przy swoich przekonaniach. Każdy ma prawo do zmian, wycofania się, przejścia na inną stronę czegokolwiek – diety, aktywności, stylu życia, pracy, przekonań politycznych, religijnych… Każdy wybór jest najlepszy w danym momencie i do czegoś prowadzi. Dobrze, że mamy taką możliwość. I bądźmy dla siebie tolerancyjni w tych wszystkich zmianach. Dla boskiej fit lalki także. Ona jest teraz na swojej najlepiej obranej drodze.
Wszystkiego dobrego w nowym roku!
Napisz pod tekstem czy udało Ci się przejść przez całość? Nie zanudziłam?
Serdeczności moc!
Ola
Fot. Dorota Białkowska