Zaczynam zmiany. Trzymajcie kciuki.
Takie słowa napisane na forum społecznościowym wymagają nie lada odwagi. Bo oto teraz wszyscy znajomi czy obserwatorzy zostają naocznymi świadkami zmian. Część z nich na pewno mocno zaciśnie kciuki i będzie się cieszyć z każdej, nawet tej niewidocznej gołym okiem zmiany, a reszta będzie oczekiwać spektakularnych efektów, które ostatnimi czasy mocno zawojowały wszelkie środki masowego przekazu. Można odnieść wrażenie, że przebycie metamorfozy otwiera drzwi do lepszego życia. Więcej uśmiechu pojawia się na zdjęciach „po” niż „przed”, bije po oczach większa pewność siebie, dumnie wypina się pierś i subtelnie wciąga brzuch. Wygląda się po prostu lepiej, ba! nieraz najlepiej w dotychczasowym życiu. Musi więc coś w tym być, w tych metamorfozach. Tylko co? I czy warto się decydować na życie usłane metamorfozami?
Podziwiam osoby, które podejmują wyzwania, zaczynają ćwiczyć, zdrowo się odżywiać, dbać o ciało. I wiem z doświadczenia, że początkowe zmiany, których celem jest poprawa sylwetki, przekładają się na lepsze poznanie siebie – swoich mocnych i słabych punktów, umiejętności przekraczania barier, a także zdefiniowania jeszcze raz nawyków.
To wymaga odwagi.
Opuszczenie strefy komfortu oznacza, że przestaje być wygodnie. Bo nagle wracając z pracy zamiast zasiąść przed TV, z pysznymi chrupkami, wsuwa się adidasy i biegnie na dwór. Zamiast pobyć z dziećmi wieczorem, zakłada się kimono i idzie na trening karate, a rano zamiast pospać najdłużej jak się da, wstaje się 40 minut wcześniej niż wtedy, gdy było wygodnie, i wykonuje zestaw ćwiczeń fizycznych i/lub relaksacyjnych, szykuje zdrowe, przemyślane śniadanie, a z czasem nawet i lunch. W pewnym momencie okazuje się, że czas można trochę przechytrzyć. Bo metamorfozy to nie tylko zmiany zewnętrzne, które oglądamy na zdjęciach. Za nimi kryje się ogrom pracy, mnóstwo zmian w wygodnej codzienności. Zdarza się, że zamiast wsparcia przy dążeniu do celu odczuwa się niezadowolenie najbliższych. Dla nich to też wielka zmiana i dobrze to przegadać wcześniej – bo dlaczego kolacja nie wygląda jak kiedyś, dlaczego każdy wieczór nie może być spędzony
razem, dlaczego pranie dłużej zalega w pralce i dlaczego rano nie ma świeżych bułek? Ano dlatego, żeby zmienić przewidywalne życie, spojrzeć na siebie z innej strony, z większym podziwem, z mniejszym lękiem. Znaleźć w sobie pasję i pokazać światu na co mnie stać.

Przeżyj życie w zgodzie ze sobą. Fot. Arleta Magda #skechers
Zmiany nie są przeszkodą w miłości, mogą ją pięknie wzmocnić, a nawet rozbudzić nowy ogień. Warunek jest jeden – znaleźć w swoim działaniu równowagę. Postawienie wszystkiego na jedną kartę nie jest specjalnym wyczynem. To może każdy. Ale przeżycie całego życia w zgodzie ze sobą, z bliskimi, w miejscu, w którym przyszło nam żyć – to dopiero wyzwanie.
W moim pojęciu metamorfozy, walka o szczupłe ciało jest tematem podrzędnym. Prawdziwa metamorfoza to dążenie to osiągnięcia spokoju, w zdrowym, sprawnym ciele, z otwartym umysłem, dużą dozą tolerancji i akceptacji. A tak się składa, że to wszystko związane jest z aktywnością, zdrowym odżywianiem i ciągłym zdobywaniem wiedzy. Moja metamorfoza trwa i chyba nigdy się nie skończy, bez względu na licznik na wadze.